Oto nasz kolejny świąteczny dzień w Szczyrku. Dzisiaj pogoda nam dopisała i weszliśmy na Skrzyczne. Zaraz po pysznym śniadanku zebraliśmy się i wyszliśmy w góry dołączyli do nas mój brat i moja mama. Postanowiliśmy wejść zielonym szlakiem gdyż wszyscy mówią, że trasa ta jest bardziej malownicza i lepsza do wchodzenia niż szlak niebieski. I tak też jest w rzeczywistości. Oto parę widoczków.
Aby wejść na szlak trzeba bardzo pilnować odejścia szlaku zaraz za centrum szczyrku w bok przez most nad Żylicą. Potem szlak z betonowych płyt pnie się w górę. Po drodze mijamy jeszcze domy. Od czasu do czasu na dużej prędkości mijają nas samochody mieszkańców podążających do swych domów. Więc trzeba uważać. Na szczęście szlak w końcu wchodzi w las. Początkowo trzeba się trochę przemęczyć bo pierwszy odcinek trasy pnie się dosyć mocno pod górę i szybko się wspinamy na wysokość. Początkowo wszyscy z wielkim zapałem zaczęli iść szybko w górę, no bo przecież nie takie rzeczy już się robiło. Jednak im dalej, co po niektórym zrzedła mina i musieli dojść do wniosku, że w takim tempie to się na górę nie wczłapiemy. Trzeba trochę zwolnić albo czasami odpocząć. I tak szliśmy coraz wyżej i wyżej i wyżej z kilkoma przerwami na zdjęcia. Wyżej trasa biegła już mniej stromo i podejście było naprawdę przyjemne. Ścieżka wiodła zakrętami i czasami ukazywał nam się widok szczytu, na który podążaliśmy. Moim zdaniem szlak już trochę wyżej jest naprawdę bardzo malowniczy. Tuż przed szczytem szlak przebiega przez środek trasy narciarskiej, na której niestety jest mnóstwo błota i trzeba uważać podczas trawersowania żeby nie zjechać w dół. Zaraz potem szlak znowu wiedzie przez las.
Ostatnie metry podejścia tuż przed szczytem biegną trasą narciarską, ale już bez błota 🙂 . I w końcu naszym oczom ukazuje się szczyt. Pogoda była tak ładna, że w oddali było widać piękna panoramę. A przed schroniskiem wszystkich witał “malutki” Bernardyn 😉 .
Ponieważ na Skrzyczne kursuje kolejka linowa spora ilość osób wjeżdżała. Ale jak moja mama powiedziała na szczycie to, że nic nie daje jej takiej satysfakcji jak widok osób, które wjechały i jej świadomość, że ona weszła tu sama :-). Jednak wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć tak i nasza wyprawa. Schodziliśmy w dół szlakiem niebieskim. Na samym dole stwierdziliśmy, że dobrze, że weszliśmy zielonym, bo niebieski był dobry do schodzenia. Wchodzenie nim mogłoby by być dość monotonne. Do tego miejscami strome raz nawet mój brat złapał zająca.
No i w końcu byliśmy na dole wyprawę można udać za udaną, kolejny szczyt zdobyty 🙂 .
O 18 poszliśmy do kościoła na świąteczną mszę. Kościół piękny, stary, drewniany – kościół Św. Jakuba. W kościele mnóstwo było symboli szlaku Jakubowskiego – muszel, zalicza się ona do dróg św. Jakuba w Polsce, dla których wzorem jest słynna trasa do Santiago De Compostela.
Po wyjściu nad Skrzycznem wisiała czarna burzowa chmura. Także z czasem wstrzeliliśmy się idealnie na naszą wędrówkę. Gdybyśmy wyszli godzinę później pewnie teraz byśmy siedzieli w schronisku i czekali, aż burza się skończy albo i nie.
A do tego jeszcze jedną pamiątkę mamy z dzisiejszej wyprawy – czerwone rumieńce na twarzach nasza pierwsza tegoroczna opalenizna 😉 .
A korzystając z okazji to oto nasz Wielkanocny koszyczek 🙂 .
Nasza trasa: