Skrzyczne 1257 m n.p.m. – Beskid Śląski – KGP

Oto nasz kolejny świąteczny dzień w Szczyrku. Dzisiaj pogoda nam dopisała i weszliśmy na Skrzyczne. Zaraz po pysznym śniadanku zebraliśmy się i wyszliśmy w góry dołączyli do nas mój brat i moja mama. Postanowiliśmy wejść zielonym szlakiem gdyż wszyscy mówią, że trasa ta jest bardziej malownicza i lepsza do wchodzenia niż szlak niebieski. I tak też jest w rzeczywistości. Oto parę widoczków.

Aby wejść na szlak trzeba bardzo pilnować odejścia szlaku zaraz za centrum szczyrku w bok przez most nad Żylicą. Potem szlak z betonowych płyt  pnie się w górę. Po drodze mijamy jeszcze domy. Od czasu do czasu na dużej prędkości mijają nas samochody mieszkańców podążających do swych domów. Więc trzeba uważać. Na szczęście szlak w końcu wchodzi w las. Początkowo trzeba się trochę przemęczyć bo pierwszy odcinek trasy pnie się dosyć mocno pod górę i szybko się wspinamy na wysokość. Początkowo wszyscy z wielkim zapałem zaczęli iść szybko w górę, no bo przecież nie takie rzeczy już się robiło. Jednak im dalej, co po niektórym zrzedła mina i musieli dojść do wniosku, że w takim tempie to się na górę nie wczłapiemy. Trzeba trochę zwolnić albo czasami odpocząć. I tak szliśmy coraz wyżej i wyżej i wyżej z kilkoma przerwami na zdjęcia. Wyżej trasa biegła już mniej stromo i podejście było naprawdę przyjemne. Ścieżka wiodła zakrętami i czasami ukazywał nam się widok szczytu, na który podążaliśmy. Moim zdaniem szlak już trochę wyżej jest naprawdę bardzo malowniczy. Tuż przed szczytem szlak przebiega przez środek trasy narciarskiej, na której niestety jest mnóstwo błota i trzeba uważać podczas trawersowania żeby nie zjechać w dół. Zaraz potem szlak znowu wiedzie przez las.

Ostatnie metry podejścia tuż przed szczytem biegną trasą narciarską, ale już bez błota 🙂 . I w końcu naszym oczom ukazuje się szczyt. Pogoda była tak ładna, że w oddali było widać piękna panoramę. A przed schroniskiem wszystkich witał “malutki” Bernardyn 😉 .

Ponieważ na Skrzyczne kursuje kolejka linowa spora ilość osób wjeżdżała. Ale jak moja mama powiedziała na szczycie to, że nic nie daje jej takiej satysfakcji jak widok osób, które wjechały i jej świadomość, że ona weszła tu sama :-). Jednak wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć tak i nasza wyprawa. Schodziliśmy w dół szlakiem niebieskim. Na samym dole stwierdziliśmy, że dobrze, że weszliśmy zielonym, bo niebieski był dobry do schodzenia. Wchodzenie nim mogłoby by być dość monotonne. Do tego miejscami strome raz nawet mój brat złapał zająca.

No i w końcu byliśmy na dole wyprawę można udać za udaną, kolejny szczyt zdobyty 🙂 .

O 18 poszliśmy do kościoła na świąteczną mszę. Kościół piękny, stary, drewniany – kościół Św. Jakuba. W kościele mnóstwo było symboli szlaku Jakubowskiego – muszel, zalicza się ona do dróg św. Jakuba w Polsce, dla których wzorem jest słynna trasa do Santiago De Compostela.

Po wyjściu nad Skrzycznem wisiała czarna burzowa chmura. Także z czasem wstrzeliliśmy się idealnie na naszą wędrówkę. Gdybyśmy wyszli godzinę później pewnie teraz byśmy siedzieli w schronisku i czekali, aż burza się skończy albo i nie.

A do tego jeszcze jedną pamiątkę mamy z dzisiejszej wyprawy – czerwone rumieńce na twarzach nasza pierwsza tegoroczna opalenizna 😉 .

A korzystając z okazji to oto nasz Wielkanocny koszyczek 🙂 .

Nasza trasa:

Czupel 933 m n.p.m. – Beskid Mały – KGP

Ponieważ podjęliśmy decyzję o przystąpieniu do Klubu Zdobywców Korony Gór Polskich. Ustaliliśmy plan zdobycia szczytów na ten rok. Korona Gór Polskich to 28 najwyższych szczytów ze wszystkich pasm górskich znajdujących się w Polsce. Chcemy maksymalnie wykorzystać wszystkie  dłuższe wolne weekendy jakie tylko będą. Mieszkamy niestety chyba w najbardziej oddalonym od gór miejscu Polski, bo nad morzem. Tak więc ponieważ nie mogliśmy już się doczekać dnia kiedy znowu będziemy chodzić po górskich szlakach na święta Wielkanocne postanowiliśmy wyjechać do Szczyrku i zdobyć pierwsze szczyty z Korony Gór Polskich. Musieliśmy też oczywiście przekonać naszą rodzinę do tego. Udało się i jesteśmy tu razem spędzamy  Święta i chodzimy po górach. Dzisiaj zdobyliśmy pierwszy ze szczytów Korony Gór Polski – Czupel 933 m. n.p.m . Oczywiście pogoda jak to pogoda, tam skąd przyjechaliśmy jest piękna niestety tutaj już niekoniecznie. Tak więc ponieważ według prognoz miało zacząć padać o godzinie 12, zebraliśmy się rano i jakoś po godzinie 8 siedzieliśmy już w samochodzie i jechaliśmy do punktu skąd zamierzaliśmy zacząć naszą wyprawę na szczyt tak żeby zdążyć przed deszczem. Samochód zostawiliśmy na parkingu przy kościele w miejscowości Czernichów. Na starcie przywitały nas niestety chmury, ale było w miarę ciepło. Poniżej nasze widoki na góry przez chmury.

Dalej wraz z każdym krokiem pogoda robiła się coraz ładniejsza i słoneczko zaczęło nieśmiale wychodzić zza chmur i nas ogrzewać. Na szczyt szliśmy niebieskim szlakiem  droga była kamienista, a gdzieniegdzie witały nas fioletowe kwiatki. Początkowo szlak wiódł drogą pomiędzy zabudowaniami, aby zaraz potem wyjść na pola gdzie witały nas wiosennie kwitnące drzewa no i garść nieszkodliwych owadów. Szlak  dalej wchodził w las i miejscami robił się dosyć stromy. Na pewno nie był by to dobry szlak na deszczową pogodą ponieważ cały szlak był usypany kamieniami, a gdzieniegdzie tworzyły go korzenie drzew.

Na wysokości Rogacza (mniejszy szczyt przed Czuplem), którego niebieski szlak trawersuje ujrzeliśmy małą studzienkę bardziej chyba mały zbiornik  wody pod daszkiem z wiszącym obok kubkiem zachęcającym do ugaszenia pragnienia przechodzących turystów my jednak z niego nie skorzystaliśmy 🙂 . Zaraz obok na drzewie zrobiona została mała kapliczka z wizerunkiem Matki Boskiej. Wszystko to sprawiło, że miejsce to miało swój charakter i urok.

Dalej szczyt był już tuż tuż zaraz po przecięciu niebieskiego szlaku z czerwonym. I w końcu byliśmy na szczycie.

Niestety sam szczyt tonął w chmurach więc widoków za bardzo nie zobaczyliśmy tylko chmury jak widać wyżej. Za to na szczycie spotkaliśmy grupkę ludzi bardzo wesołych. Jeden z Panów stwierdził, że zrobi sobie zdjęcie z moim Mężem, żeby mieć dowód dla żony, że była to wyprawa męska 😛 ( oczywiście nie była 😉 ).

W drodze powrotnej jeszcze zrobiliśmy parę zdjęć pięknie kwitnącego drzewa. I tak zakończyła się nasza pierwsza wyprawa.

Nasza trasa: