Tego dnia Camino nauczyło mnie czegoś ważnego. Nauczyło mnie, że każda spotkana i poznana osoba nie ważne jak bardzo wydaje się powierzchownie nie warta naszej znajomości i uwagi to warto dać jej szansę. Czasami mamy wiele uprzedzeń odnośnie kogoś i traktujemy go z góry wrogo i nieprzyjaźnie tylko dlatego, że wyobrażamy sobie pewne rzeczy. Zamiast dać szansę wbrew temu jak wielką niechęć czujemy. Tak była taka osoba na Camino, którą poznałam drugiego dnia swojego Camino i od pierwszego dnia swoim zachowaniem nastawiła mnie wrogo. Wiem znałam go tylko jeden dzień, a potem jak tylko mogłam to unikałam. Tylko im bardziej starałam się go unikać tym bardziej zawsze trafialiśmy do tego samego albergue. Chyba wszyscy czuliśmy, brak sympatii do siebie. I ten dzień to zmienił jak zwykle dzień jak co dzień wiedziałam, że On idzie przed nami wiedzieliśmy też, że razem z ludźmi z którymi tego dnia wędrował planowali zostać na noc w tej samej miejscowości co my. My albergue, w którym chcieliśmy zostać mieliśmy już wybrane i dochodząc do niego widzieliśmy ich i widziałam, że się zastanawiali czy nie wejść do wybranego przez nas albergue, ale poszli dalej. Więc szczęśliwa, że tą jedną noc nie będziemy spali w tym samym miejscu weszliśmy, zdjęliśmy plecaki, odpoczęliśmy, wykąpaliśmy się. I co i kto przychodzi oczywiście pomyślałam nie mogło być tak pięknie jak chciałam. Już nie pamiętam jak i kiedy, ale przyszła do mnie myśl – no dobra dam mu szansę. Siedział biedny i próbował jakoś opatrzyć swój obdarty ze skóry palec. Powiedziałam, że pomogę bo miałam przecież całą apteczkę. Ten dzień zmienił nasze nastawienie do siebie o 180 stopni. Moją wielką lekcją jaką z tego wyniosłam to to, żeby nie oceniać ludzi powierzchownie po pierwszym wrażeniu. Być może na zewnątrz ktoś może nam się wydawać zupełnie inną osobą, ale nigdy nie wiemy jaki bagaż niesie wewnątrz siebie. Każda napotkana osoba ma w sobie coś niepowtarzalnego i może czasami warto poświecić czas na to aby to dostrzec.
Dzisiejszą trasę prawie w całości przeszliśmy z poznanymi wcześniej znajomymi ze Śląska. Rozstaliśmy się tuż przed naszą docelową miejscowością. Oni zostali w słynnym albergue prowadzonym w ruinach starego kościoła. Nie ma tam prądu ani cieplej wody, ale za to jest niepowtarzalny klimat, cisza i natura. Zatrzymaliśmy się tam z nimi na chwilę odpoczynku i jakże miłym zaskoczeniem było poznanie polskiej hospitalery.
Porady praktyczne:
W Castrojeriz na nocleg wybraliśmy prywatne albergue Ultreia. Prowadzone przez zapalonego znawcę win. W środku znajdowała się jego prywatna piwnica z winami, po której właściciel z chęcią oprowadził nas opowiadając historię swojego starego domu i podziemi. Kiedyś w podziemiach jego domu znajdowało się połączenie do sieci tuneli podziemnych prowadzących do różnych części miasta. Poczęstował też nas swoim winem i wyjaśnił tajniki starodawnej produkcji win. Spędziliśmy tutaj bardzo miły wieczór razem z hospitalerami i resztą Caminowiczów.