Wstaliśmy rano, zjedliśmy pyszne śniadanko, jeszcze urozmaicone bo mieliśmy wszystkie zapasy jedzenia jakie wnieśliśmy ze sobą. O 8:00 byliśmy już na szlaku. Niestety po wczorajszym deszczu pogoda była raczej kiepska. Niestety nie zapowiadało się, że będzie na towarzyszyło piękne słońce, raczej chmury, chmury. Postanowiliśmy pójść szlakiem papieskim. Polecam ten szlak na rozpoczęcie wędrówki w stronę Trzydniowiańskiego. Droga dosyć malownicza. Po chwili doszliśmy do miejsca gdzie ludzie zostawiali różne swoje osobiste rzeczy. Stoi tam kamień z tablicą upamiętniającą czasy kiedy te zakątki odwiedził Jan Paweł II w dniu 23 VI 1983 roku. Napis jest cytatem słów Jana Pawła II “Mogłem w dniu dzisiejszym spojrzeć z bliska na Tatry i odetchnąć powietrzem mojej młodości”.
Dalej podążaliśmy czerwonym szlakiem w stronę Trzydniowiańskiego. Po dotarciu na szczyt pierwsze co zrobiliśmy to podziwialiśmy piękne widoki chmur przelewających się przez szczyty. Z jednej strony było nam smutno, że znowu wszystko w dole jest w chmurach i nie możemy obejrzeć widoków ze szczytu z drugiej strony niesamowite było to jak chmury się układały na przemian ze słońcem sprawiły, że tam na górze panował niesamowity klimat.
Drugą rzeczą jaką zrobiliśmy to był telefon do rodziny ponieważ tam w dole nie było kompletnie zasięgu to jedyną opcją było wejście na szczyt i telefon stamtąd, więc wszyscy stwierdziliśmy, że poinformujemy, że żyjemy i mamy się dobrze.
Dalej podążyliśmy w stronę Kończystego Wierchu. Podejście na niego jest dosyć żmudne i monotonne nachylenie po którym wchodziliśmy sprawiało wrażenie niekończącego się. Jak ostatnio przeczytałam osoby, które wchodziły tam w zimie stwierdziły, że podejście to było najprzyjemniejszą częścią ich wędrówki :-), ze względu, że był to jedyny odcinek ich trasy, po którym nie szli zakopani w śniegu po pas. Więc niektórym się podoba ta cześć wejścia na szczyt :-). Gdy dotarliśmy na szczyt mroczne chmury zaczęły nadciągać w naszą stronę, więc musieliśmy podjąć z ciężkim sercem decyzję o powrocie :-(. Schodziliśmy z powrotem do schroniska czerwonym szlakiem. Tak jak przewidywaliśmy zaraz jak doszliśmy do czerwonego szlaku zaczęło padać. Zejście było ciężkie z powodu tego, że szlak tak naprawdę wysłany był korzeniami drzew, z których utworzyły się prowizoryczne schody. Więc w połączeni z deszczem były one naprawdę śliskie. Myślałam, że nigdy nie dojdziemy na dół. Standardowo wróciliśmy mokrzy nie jakoś strasznie :-).