Dzisiejszy dzień był jednym z tych bardzo, bardzo gorących. Za to jednym z tych z piękniejszym wschodem słońca. Idąc do kolejnego z trzydziestu celów naszej wędrówki mieliśmy wrażenie, że jesteśmy na pustyni. Takiej gdzie są jeszcze inni ludzie, którzy tak samo jak my mają cel, aby iść dalej. Celem naszej dzisiejszej wędrówki było Logrono miasto słynące z tapas, a w zasadzie w tym regionie Hiszpanii to są to pinchos. Jest tu słynna ulica Calle Laurel w centrum miasta usiana samymi barami z pinchos. Za ok 5 euro można spróbować wszystkich smakołyków. Kto jest w mieście Logrono obowiązkowo musi wybrać się na pinchos crawl.
Porady praktyczne:
Na nocleg wybraliśmy albergue Apostol. Duże w jednej sali było chyba z 20 łóżek oczywiście piętrowych, ale było też dużo miejsca. W łazienkach było mydło, co jest rzadkością w alberguach. Niestety nie było kuchni. Jedynie jadalnia i bar gdzie można było zamówić sobie coś do jedzenia. No i to tutaj nas nawiedziła jedyna burza i deszcz jakiego doznaliśmy w czasie naszego całego Camino. Na szczęście padało w nocy, a na nasze nieszczęście wielkie nowe schronisko miało przeciekający dach akurat nad moją głową. Nie jest przyjemnie obudzić się kiedy coś zimnego raptem zaczyna padać na głowę i nie wiadomo co się dzieje. Oczywiście żeby nie było wątpliwości to tylko moje łóżko było tym pechowym, na które padało 😉 .