Turbacz 1310 m n.p.m. – Gorce – KGP

W roku 2015 na Wielkanoc mamy piękną zimę tej wiosny 😛 . Korzystając ze świątecznych dni wolnych jedziemy na święta w góry. W planie mamy zdobycie kolejnych szczytów KGP. Wyjeżdżając z Gdańska zostawiamy wiosenną aurę za sobą, a wkraczamy w zimowy górski świat. Jedziemy do Spytkowic położonych pomiędzy Nowym Targiem, a Krakowem. Zatrzymujemy się w Kompleksie Beskid. Na Turbacz postanawiamy dotrzeć od strony Koninek. Ze względu na warunki pogodowe jak też i to, że idziemy razem z naszymi Rodzicielami, ułatwiamy sobie trochę i pierwszy odcinek wjeżdżamy Kolejką linową Tobołów. Muszę powiedzieć, że aby wsiąść na kolejkę trzeba się wykazać zręcznością krzesełka są pojedyncze i ani na chwilę nie zwalniają, chwila strachu i  siedzę. Jednak całą drogę w górę zastanawiam się czy uda mi się teraz z niej zsiąść. Mój dzielny mąż zsiada jako pierwszy i łapie nas wszystkich na górze.

Tym sposobem jesteśmy na 994 m n.p.m. . Ruszamy na Turbacz. Szlak zielony wiedzie nas na szczyt Obidowiec. Jest tyle śniegu, że miejscami zapadamy się po pas i poruszamy się bardzo pomału do przodu. Po dotarciu na szczyt Obidowca zastanawiamy się czy zdążymy w takim tempie i w takich zaspach dotrzeć na Turbacz i jeszcze zdążyć zejść przed zapadnięciem zmroku. Ja jak to ja, idę na żywioł i nie chcę dać za wygraną i iść dalej. Natomiast moja druga rozsądna połówka mówi, że może jednak nie. Ale ja nie chcę dać za wygraną. W końcu wspólnie podejmujemy decyzję o dalszej wędrówce. Dalej idzie się już przyjemniej bardziej płasko szlakiem czerwonym. W wędrówce towarzyszy nam słońce. I co jakiś czas spotykamy też innych wędrowców. No i lepimy śniegowe świąteczne zające.

Aby wejść na sam szczyt musimy dotrzeć do schroniska i stamtąd ruszyć dalej czerwonym szlakiem ponieważ szlak czerwony od strony Obidowca na szczyt jest nie przetarty i nie mamy najmniejszych szans przedrzeć się tędy na szczyt tym bardziej, że nie jest nawet widoczne jak szlak idzie w stronę szczytu. Dlatego też postanawiamy dojść dalej do schroniska szlakiem połączonym niebieskim, zielonym, żółtym. I od drugiej strony próbować wejść na szczyt. Towarzyszy naszej niedoli pozostawiamy w schronisku i sami już brodzimy w nie przetartym śniegu do szczytu. Trud się opłacił chociaż łatwo nie było. Kilka fotek na szczycie z górą śniegu i powrót do schroniska bo zaczyna nas gonić czas. Na szczycie pamiątkowe zdjęcie z tabliczką, która teraz znajduje się  na wysokości pasa, w lecie jest trochę wyżej. Ławeczka która też jest na szczycie w tym warunkach gdzieś się zapodziała.

Schodzimy na dół niebieskim szlakiem czołem Turbacza. W newralgicznym punkcie gdzie rozchodzą się szlaki niebieski, z żółtym i zielonym przechodząć przez dużą polanę,  okolice spowija gęsta mgła, ale dzięki mojemu mężowi nie gubimy niebieskiego szlaku i schodzimy bez większych problemów. To był wypad, na dole wszyscy są strasznie zmęczeni, ale też zadowoleni, z tak dobrze spędzonego dnia.