Góry moje góry dobrze was mieć tu obok i budzić się w cieniu waszego piękna. Godzina 8:00 idziemy, schodzimy ze schroniska w Dolinie Pięciu Stawów na dół do naszej wytęsknionej i wyczekanej Roztoki. Robimy parę zdjęć po drodze, gubimy szkiełka od okularów, które wpadają w szczelinę pomiędzy kamieniami ułożonymi na szlaku. Robimy przystanek, żeby poprzesuwać kamienie i wydostać z pomiędzy nich naszą zgubę. W końcu ruszamy dalej.
Jesteśmy w naszej ukochanej roztoce, jedyne co nas martwi to niezbyt korzystne prognozy na dalsze wędrówki 🙁 . Trudno dobrze, że mamy pierogi. Kolejne dwa dni spędzamy na szwendaniu się to idziemy na gęsią szyję to do Zakopanego, pogoda nie nastraja na dłuższe wędrówki non stop pada i wszystko chowa się za chmurami.
Znowu nici z naszych planów wejścia na Rysy nie ma pogody no cóż może za rok zobaczymy. Za to brzydką pogodę wynagradza nam widok na szlaku pięknej ogromnej sowy, która z nostalgią i spokojem odpoczywa sobie na gałęzi drzewa oddalanego o jakieś 100 metrów od szlaku. Widok niezapomniany pierwszy raz widziałam wielką sowę w jej naturalnym środowisku. Niestety nie udało nam się jej uchwycić na zdjęciu była zbyt daleko dla naszego obiektywu.
Koniec, nastał nasz ostatni dzień czas wracać. podczas schodzenia na parking do samochodu na szczęście nie towarzyszy nam deszcz, a nawet gdzieniegdzie przebijają się promienie słońca.
Na ostatnie dwa dni zaplanowaliśmy przejazd w góry Świętokrzyskie, chcieliśmy zdobyć nasz kolejny szczyt z listy szczytów Korony Gór Polski – Łysicę.